Łapie oddech.


Ten tydzień miał być bardzo energetyczny. Wiem, że dopiero jest jego środek, do końca jeszcze kilka dni i dużo może się zdarzyć. Jednak przeziębienie nie wybiera.
Poniedziałek miał być luźny i taki był. Rozpędzić miałam się we wtorek. Zaprowadzić małą na bal andrzejkowy i rytmikę, pojechać na uczelnię odebrać dyplom, a wieczorem w przychodni zrobić córce badanie RTG. Środę przeznaczyłam na porządki, by w czwartek pojechać na noc do mamy. W międzyczasie iść z nią do kina. Niestety większość spraw się rypnęła.
Wtorek. Córka miała bal andrzejkowy, więc trzeba było pamiętać o kostiumie, ale jeszcze wcześniej zaprowadzić ją na rytmikę. W międzyczasie młoda wymyśliła, że ona nie chce być tęczowym jednorożcem, ale Myszką Minnie. Nie miałam takiego kostiumy na 5 minut przed wyjściem. Siła perswazji poszła w ruch. Następnie miałam pojechać na uczelnię po dyplom. I byłam już w busiku (dojeżdżam nim do Warszawy), gdy… Coś mnie tknęło, by sprawdzić, czy mam portfel, a w nim dowód, legitymacja studencka i bilet. Rano na szybko przepakowywałam się do większej torby, bo przecież dyplom do małej nie wejdzie. Zapomniałam portfel. Więc kiedy busik zajechał na pętle, to nawet z niego nie wysiadałam. Nie miałam wyboru, trzeba było wracać do domu, gdyż bez legitymacji w dziekanacie nie dadzą mi dyplomu. Kiedy już byłam w domu, to nawet nie chciało mi się znowu iść na przystanek. W końcu dyplom można odebrać też następnego dnia i każdego innego dnia. A, że byłam już ubrana, to z miłą chęcią pojechałam z teściami na cmentarz, a potem do sklepu, gdzie trafiłam do krainy krasnoludków. Uwielbiam dekoracje świąteczne i zakupy. Jednak z racji, że nie mam gdzie kłaść figurki mikołajów, to znowu kupiłam… naklejki do journall book. Musi być ładny w końcu. Nie wiedziałam, że w Kik jest tak dużo inspiracji. Mnóstwo materiałów do rękodzieła. Wow. Co mnie bardzo miło zaskoczyło, znalazłam komplet 6 pocztówek świątecznych. Super. Teść wreszcie mógł na spokojnie porozwiązywać krzyżówki, bo na dłuższy czas zginęłyśmy z teściową jeszcze w Pepco i Rossmann. Babskie zakupy. W międzyczasie zaczęłam kichać i trochę nosem pociągać. Późnym popołudniem pojechałam z córką zrobić RTG. Cały czas bez czapki, bo po co. W końcu to tylko przejście z samochodu do sklepu czy przychodni. A wieczorem myślałam, że umrę.




Środa. Dziś planowałam znowu jechać na uczelnię, ale nie w takim stanie. Nie pojadę też do mamy w czwartek, a tym bardziej, nie pójdę z nią do kina. Jedyne co dziś zrobiłam, to posprzątanie domu. Mój mąż w czasie choroby leżałby i umierał. Jednak powiem Wam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dobrze się stało, że się przeziębiłam. Mam czas na przeczytanie książki, na wypicie spokojnie kawy czy herbaty. Na obejrzenie filmów, na które nie miałam czasu. Ostatnio moja córeczka mnie rozśmieszyła. Powiedziałam jej, że nie ma rano czasu, aby ona pobawiła przed wyjściem. Na co ona „Mamo, no to go znajdź” i go znalazłam. Teraz czas sam się znalazł. I super. Łapie oddech.
Zrobiłam wstępnie plan, na kolejne wpisy. Najbliższy będzie podsumowaniem listopada. Więc serdecznie zapraszam.



Komentarze

Popularne posty