To mój czas - część 1.
Od kilku miesięcy czuję, że moje życie radykalnie się zmienia. Tak mniej więcej od września, nim wróciłam na etat. Wszystko aż wibrowało dookoła mnie dobrą energią i chodziłam, jakbym się czegoś nawąchała. Na pewno było to spowodowane, że mam pracę i spotkałam ludzi pozytywnie zakręconych, ale też samym przeświadczeniem – TO MÓJ CZAS. Mniej więcej koło Nowego Roku zapragnęłam, by te zmiany przyspieszyły. Zauważyłam, że troszkę wpadłam w niesłużącą mi rutynę i przejęłam po trochę emocje innych. Musiałam się z tego jak najszybciej otrząsnąć, bo nie chciałam więcej spadać w dół. Wiem, że życie nie jest usłane samymi różami, ale to od nas zależy, jak reagujemy i odczuwamy niepowodzenia. Zdecydowanie chciałam być w pełnym świetle.
Po
moich urodzinach wzięłam udział w warsztatach „Podróż Duszy” u Moonsister, a
także w oczyszczaniu i „Kręgu Marzeń” u mojej tarocistki Kariny. Mimo że część
pokrywała się ze sobą, to na przekór różnych wyrastających, jak ciernie
przeciwieństw, udało mi się zrealizować swój plan. Dzięki oczyszczaniu latałam
wysoko, pomimo że moja córka chorowała. Młoda jednak szybko wyzdrowiała. Kto
wie, może dlatego, że zamiast drżenia o nią, przekazywałam jej troskę, miłość i
radość. Widzieliście kiedyś dziecko z temperaturą 39,5 stopnia, robiące gwiazdy
i fikołki z uśmiechem i mówiące „Ale mamo ja czuje się dobrze”? Ja tak.
Musiałam ją ciągnąć, aby jej organizm odpoczął w łóżku z zimnym kompresem na
czole.
Warsztaty
u Dory i Sary były niesamowite, wiele się od nich dowiedziałam. Jestem
numerologiczną 4, ale 7 z klucza wcielenia. Fakt, mam analityczny umysł, może
dlatego pociąga mnie numerologia, ale zdecydowanie przypadła mi do gustu praca
z wahadłem. Dowiedziałam się również, że mam własnego strażnika, którego
spotkałam na początku labiryntu. I tu dochodzę do regresingu z Paulą. To, co
zobaczyłam w czasie hipnozy, było niezwykłe.
Na
początku pośród lasu widziałam mój duchowy dom, który na moich oczach z ruiny przeistaczał
się w piękny domek z bali.
Po lewej
stronie od wejścia były drewniane schody prowadzące na górę i na dół. Zeszłam w
dół. Przede mną był ciemny zamkowy korytarz z palącymi się pochodniami. Na lewo
widziałam rząd drewnianych drzwi, które ruszały się jak na taśmie produkcyjnej.
Gdzieś mignęły mi, więzienne drzwi z grubych desek, ale nie chciałam ich w tym
momencie otwierać. Kiedy Paula powiedziała, aby któreś wybrać, troszkę
spanikowałam, bo moje drzwi nadal szybko się poruszały. W końcu przede mną
pojawiło się dwoje drzwi. Najpierw moją uwagę zwróciły te ze świecącymi,
turkusowymi i poruszającymi się wzorami. Jednak coś ciągnęło mnie do zwykłych
prostych, mahoniowych i gładkich drzwi. Weszłam przez nie.
Z
początku widziałam tylko ścieżkę z miękkiej trawy. Miałam na sobie długą i
białą sukienkę, a stopy były raczej bose. W ręku trzymałam kosz z ziołami.
Miałam długie jasne i lekko falujące włosy. Moją głowę stroił duży, gruby
wieniec z pszenicy i innych ziół. Kiedy Paula powiedziała, żeby tamto wcielenie
nas stanęło przed nami, zobaczyłam smukłą i szczupłą dziewczynę, niczym panią
wiosnę. Jej rysy różniły się trochę od moich, a oczy miała raczej szare lub
jasnoniebieskie. Stałyśmy na skraju lasu. Dziewczyna była zaniepokojona. Kochała
las i zwierzęta, ale tego dnia nie czuła się tu bezpiecznie. Podeszła do
krzewów, żeby coś z nich zebrać i nagle rzucił się na nią ogromny, brunatny
niedźwiedź. Zaatakował ją od strony prawej ręki i zginęła. Dziewczyna była niby
blisko swojej wioski, ale nikt jej nie usłyszał. Czuła się bardzo samotnie.
Zwierzę odeszło. Podeszłam do dziewczyny i ją przytuliłam, głaskałam ją po jej
pięknych włosach. Zmarła w miejscu, które tak kochała, zabita przez zwierzę,
które też kochała. Wzięłam ją za rękę, zapewniając, że teraz nie jest sama, jest
ze mną i nie ma czego się bać. Razem jesteśmy silne. Podeszłyśmy do niedźwiedzia,
który wydawał się rozkojarzony, jakby jednoczenie płakał, ale nie wiedział, co
się stało. We dwie go pogłaskałyśmy po błyszczącej sierści i przytuliłyśmy.
Pogodziłyśmy się z niedźwiedziem. Zaczęłyśmy się z nim bawić, turlać po łące,
leżąc opierać się na nim i śmiać. Cieszyć się. Mieliśmy siebie, a niedźwiedź
był naszym opiekunem. Następnie dziewczyna weszła na grzbiet zwierzęcia i do
ścieżki prowadzącej do wioski tak szliśmy. Następnie zeszła i z koszykiem ziół
pożegnała nas. Wróciłam z niedźwiedziem na polanę i chwilę się jeszcze bawiliśmy.
Dziewczyna wróciła jednak do nas, już bez kosza. Spytałam się, czy mają mi coś
do przekazania? Dali mi siłę, wiarę i miłość do siebie samej, moc, aby działać
na swoim polu, ale jednocześnie dbając o swoją rodzinę, bliskich i nie mieć
wyrzutów sumienia. Dziewczyna podała mi swój piękny, gruby wianek i wyszłam
przez drzwi.
Wróciłam
do swojego duchowego domu, który wyglądał całkiem inaczej niż wcześniej. Miał
przestronne okna, gdzie pod jednym z nich stało biureczko z maszyną do pisania,
długopisem i notesem. Wygodny jasnoszary narożnik był na samym środku
pomieszczenia, a przy nim znajdowała się drewniana ława, z parującym kakaem w
kubku. Niedaleko był regał z książkami, a za nim jasna, wiejska kuchnia.
Usiadłam na chwilę na kanapie. Wzięłam książkę z ławy, a do drugiej ręki kakao.
Delektowałam się chwilą. Kiedy Paula powiedziała, aby wracać, odłożyłam kubek,
książkę i z radością w sercu wyszłam.
To
było wyjątkowe zdarzenie, którego długo nie zapomnę. Wiem, że będę chciała
wrócić do turkusowych drzwi, a może jak będę gotowa, to do tych więziennych.
W
poniedziałek, kiedy wstałam i szykowałam się do pracy, spojrzałam w lustro. Nie
mogłam oderwać od siebie wzroku, jak ja jestem podobna do tej mnie z
przeszłości. Może troszkę inne rysy, ale nadal taka sama. Niesamowite.
Jeśli
ktoś ma jakieś wątpliwości, czy iść na takie warsztaty, to zdecydowanie iść.
Kiedy zastanawiacie się nad tym, oznacza to, że wasz dusza tego potrzebuje, ale
umysł Was niepotrzebnie sabotuje.
Łał! Aż mam ciarki... Przepiękne doświadczenie, przepiękna podróż... Asia z OdczarujmyCodzienność :-)
OdpowiedzUsuń