Znieczulica pracownicza.
Dziś chyba będzie pierwszy mało pozytywny tekst. Od
połowy sierpnia nie mam najlepszego czasu. Staram się unosić głowę wysoko i
uśmiechać się do słońca, ale ostatnio nie daję rady. Tam gdzie w grę wchodzą
pieniądze, praca i ambicje, ludzie potrafią być bezwzględni. Liczy się
wyłącznie kariera danej jednostki, obrany cel, nie ważne jak inni przy tym mogą
być poszkodowani.
Wiem, że praca bywa różna. Ludzie w firmach też są różni.
Tworzą się małe społeczności. Muszą ze sobą jakoś koegzystować. Wszędzie są
różne sytuacje, może i jest nieprzyjemnie, ale kto powiedział, że praca będzie
przyjemnością. W końcu chodzi wyłącznie o zachowanie pracy, by zarabiać
pieniądze w celu utrzymania chociażby swojej rodziny. Może nas po przyjściu do
pracy boleć brzuch, głowa, możemy mieć dreszcze, uderzenia ciepła i gorąca, a nawet
odruchy wymiotne ale trzeba to przetrwać, bo w końcu za coś trzeba żyć. Jak w
„Diable ubiera się u Prady”. Pamiętacie te scenę, gdzie Andy stała na korytarzu
biura, a pracownicy na sygnał „już idzie”, zakładali szpilki? Często w pracy w
zwykłym życiu jest identycznie. To zdenerwowanie i pytanie „Jaki on/ona ma dziś
humor”, obserwowanie z ukrycia czy się szef uśmiecha czy nie. Hierarchia między
pracownikami również istnieje. Nie oszukujmy się, wielu z nas ma kolegów,
których mniej lub bardziej lubi, mniej lub bardziej ceni. Czasem już z rana
widać, że ktoś ma kurwiki w oczach i lepiej go omijać na korytarzu. Albo
zwyczajnie ma gorszy dzień i nie jest świadom, że może kogoś urazić swoim
zachowaniem i odpowiada na pytanie znudzonym tonem. Serce mi się łamię, jak widzę umęczone koleżanki w pracy. Wkładają
maski na twarz, a przecież, w naszej pracowniczo-koleżeńskiej społeczności
dobrze byłoby pożyć ze sobą w zgodzie i miłej atmosferze.
Zdaję sobie sprawę, że jestem nowa w tym fachu i też
pracuję tu tylko dla pieniędzy. Wręcz nie robię nic więcej poza to co powinnam
i robię to z premedytacją. Wcześniej starałam się ile mogłam, chciałam nadrobić
wszystko czego nie wiedziałam, a wiedzieć powinnam. Jestem dość elastyczna i szybko
sobie pomyślałam, że może w końcu trafiłam na coś, co chcę w życiu robić. Zwłaszcza jak spotykałam osobę, która opowiada o tym z takim zaangażowaniem. Nieruchomości
są takie ciekawe, zwłaszcza ich historia. Niestety równie szybko zderzyłam się
ze słupem. Człowiek w chwilach potrzeby poznaje jacy ludzie są naprawdę. U mnie
to było w krótkim okresie czasu od rozpoczęcia tej pracy i najzwyczajniej
zrobiło mi się bardzo, ale to bardzo przykro. Po tym jak społeczeństwo na
świecie stało się bardziej uważne na zwykłą codzienność i potrzebę bycia z bliskimi, ja odkryłam, że jest cała masa
ludzi, którzy zwalniać nie chcą a jak chcą to nie mogą. I to jest smutne. Potem
znowu wpadłam w tryby działania. Nie jestem osobą, która się poddaje. No bo, ja
nie dam rady? Ja? Marin nie da rady? (Marin-moja odwieczna ksywka). Marin da
radę i to jak cholera. Tylko tych słupów robiło się więcej, aż odpuściłam.
Przestało mi zależeć. Nie lubię działać na siłę i na upartego coś robić. Mało
tego, stwierdziłam, że to jednak nie to. Bardzo szanuję ludzi, którzy wykonują
mój zawód. Jest za nimi ogromna wiedza i doświadczenie. Robią na mnie ogromne
wrażenie, jak o tym mówią, widać w tym pasję. Ale ja… no właśnie. To nie moje
pasje, nie mój cel. Dlatego zaczęłam robić wyłącznie to, co jest konieczne, nic
poza ramy i szukać czegoś innego. Nie oznacza to, że przestałam się starać. Bez
względu jak może mi się nie podobać, swoje obowiązki staram się wykonywać jak najlepiej umiem.
Zastanawiam się, czy nie ma jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.
Szkoda mi koleżanek, które wypruwają sobie flaki, zamiast pomyśleć, że przecież
można inaczej. Zawsze można inaczej. Praca nie musi być wyłącznie środkiem do
zarabiania pieniędzy. W końcu spędzamy w niej większość czasu. Czemu nie może
być miło? Mimo, że wiele ludzi w czasie pandemii przeszło na swoje lub
zluzowało tzw. majty i odkryło, że tak, można być innym, można inaczej
realizować swoje obowiązki i cele, to nadal jest dużo ludzi, którzy mają sztywnienie pleców i zaciśnięte usta. Przykre jest to, że ktoś się godzi na
męczenie się w pracy, na nieludzkie traktowanie. A przecież, jakby firmy
bardziej inwestowały w swoich pracowników, w szkolenia, które poszerzyłyby ich
wiedzę, gdyby wypracowali sobie inny sposób działania, ludzie na wyższych
stanowiskach chcieliby zintegrować się ze swoimi pracownikami, to myślę, że
byłoby lepiej. Obserwując różne firmy i słuchając co mówią znajomi, widzę duży
postęp. Niestety problem mają nie tylko firmy prywatne, ale i przedsiębiorstwa
państwowe. Mają problem by zrezygnować z utartych szlaków i iść nowymi. Kilka
lat temu jak pracowałam w jednej firmie, kolega powiedział mi, że aby wyjść z kłopotów,
potrzebne są szkolenia dla pracowników, pieniądze, a przede wszystkim czas. Nie
da się czegoś naprawić w pół roku, jeśli na upadek ktoś pracował latami. Ja do tego
dodam, że potrzebna jest współpraca między pracownikami. Często jej brakuje, bo
każdy chce zrobić swoją robotę jak najszybciej i mieć spokój. Jakbyśmy sobie nawzajem pomagali, to wiele rzeczy szło by sprawniej.
Tak przy okazji tego tekstu odkryłam co chciałabym robić.
Pokazywać ludziom, że można funkcjonować inaczej, a nie według utartych
schematów. Mogłabym pójść na studia z psychologii biznesu lub na kurs na
coacha, ale ceny są bajońskie. Wiec póki co, zostaje mi lektura. Jeśli macie
jakieś książki do polecenia, to zostawcie komentarz pod postem.
Pozdrawiam.
Komentarze
Prześlij komentarz