Cele na rok 2019 i podsumowanie starego roku.




Moim głównym celem w roku 2018 było skończenie studiów i obrony pracy licencjackiej. Administracja była moim trzecim podejściem do studiowania. Na początku było dziennikarstwo, a potem europeistyka. Dziennikarstwo było totalną pomyłką, takim moim czasem na zorientowanie się, co ja chcę w życiu robić i studiować. Nie czuję żadnych wyrzutów sumienia w porzuceniu tych studiów. Całkiem inaczej je sobie wyobrażałam. Europeistykę zawaliłam tylko i wyłącznie z własnej winy. Miałam pozaliczane wszystkie semestry. Byłam na tyle uczciwa, że nie ściągałam. Jak to była trója, to nauczona. Większość dookoła ściągała, ale nie ja. W końcu, co mi da piątka, do której przepisywałam z zeszytu? Niestety pisanie pracy licencjackiej szło mi opornie. Wynikało to wyłącznie z mojej winy. Nie chciało mi się pisać, ślęczeć nad notatkami i książkami, ustawami i kodeksami. Szkoda, bo uważam, że to bardzo ciekawy kierunek. Moje trzecie podejście – Administracja- była typowo pod pracę. Skończyć co kol wiek, by mieć łatwiejsze i większe pole manewru w szukaniu zatrudnienia. Jeszcze w sierpniu nie miałam nawet połowy pracy. Jednakże życie na tyle dało mi w kość, iż napisałam całą pracę w miesiąc. W końcu tylko ode mnie zależy, co osiągnę i w jakim momencie będę za 2-3 lata. Wiem, że ktoś powie „ale to tylko licencjat”. Dla mnie ten licencjat to dużo. Nikt we mnie nie wierzył, łącznie z moją najbliższą rodziną, że się obronię. Nikt. A ja to zrobiłam. Pokazałam, że stać mnie na więcej niż o mnie myślą inni i zrobiłam to. Nie tylko, żeby komuś nosa utrzeć. Przede wszystkim dla siebie, że pomimo braku wsparcia dałam radę. Wiem, że jeśli tu mi dobrze poszło, to z resztą spraw też nie będzie problemu. Jestem z siebie dumna. I może mój sukces w gronie domowników przeszedł bez echa, bo są ludzie, którzy by mnie w rybnym widzieli nawet po doktoracie. Ale ja mam to w dupie. Plan na rok 2018 zrealizowałam.

Moje postanowienia na rok 2019.

W ogóle to od początku miałam mega przeczucie, że to będzie MÓJ ROK. I kiedy obudziłam się 2 stycznia, to chciałam zostać w łóżku, wszystkie spotkania odwołać (łącznie z dietetykiem) i leżeć pod kołdrą. Jednakże spięłam poślady i pomyślałam „przecież kto jak nie ja". Po mimo oporów, zwlekłam swe cielsko z łóżka.  Aby były efekty, trzeba działać. Cele same z siebie się nie zrealizują. A więc...

Moje cele na ten rok mam podzielone na: praca i osobiste. Gdzie w jednym i drugim mam po jednym głównym, czyli tak naprawdę mam tylko dwa postanowienia noworoczne. Znaleźć pracę oraz napisać książkę. Praca zarobkowa oczywiście. Urlop wychowawczy nauczył mnie kilku rzeczy.
Po 1. Jest bezsensowny, dziecko może po roku spokojnie iść do żłobka. I tak będzie chorować, wcześniej czy później w przedszkolu.
Po. 2. Jak ma się swoją kasę, to nie trzeba na nikogo liczyć i słuchać narzekań „A bo ty siedzisz w domu i nic nie robisz, a ja chodzę do pracy i zarabiam, to mam prawo wiedzieć, na co idą moje pieniądze”. Faceci mają jakąś wybiórczą pamięć. Mój zapomniał, że o wychowawczym zadecydowaliśmy oboje, oraz dom sam się nie sprząta, a majtki i skarpetki czyste w szufladzie nie są znikąd.

Czemu książkę traktuję jako osobiste? Bo zawsze o tym marzyłam od dziecka. Mam wiele pomysłów, ale kłopot w realizacji i dobrnięciu do końca. Jednak jak dałam radę z pracą dyplomową, to z tym też mi się uda. 
Kolejnym takim moim priorytetem jest dieta. Przytyłam bardzo dużo. Kiedyś widziałam tylko problem tak jakby na wierzchu. Czyli nic poza moim dużym brzuszyskiem mi nie siadało. A teraz. Teraz przeszłam na dietę głównie z powodów zdrowotnych. Niby wszystkie badania mam w normie. Jednak czuję, że nie jest dobrze, kiedy np. mam problem z wypróżnianiem lub boli mnie brzuch, czy nagle spuchnę. Jednego badania, którego nie zrobiłam, bo się cholernie boję, to gastroskopia.
Reszta celów nie jest tak ważna, gdyż można się bez nich jakoś obyć. Prawo jazdy, wczasy. Serio można bez tego żyć. Czytanie książek, no cóż, czytam je na bieżąco. Ale jak przeczytam mniej niż dwanaście, to też będzie spoko. Nie przejmuje się tym. Zresztą uważam, że między jedną a drugą książką powinien być odpowiedni odstęp. Moja głowa potrafi po tygodniu być dalej w danej historii. Plus na kolejną muszę się odpowiednio nastroić, a to trwa. Jak można tak skakać od jeden książki do drugiej. Tak nagle. Ja nie potrafię. Książka to nie rękawiczki.



Jakie są wasze postanowienia noworoczne? Jest ich dużo, czy mało?

Na koniec jeszcze taki miły akcent świąteczny. Niedługo będę choinkę rozbierać, bo się bidulka już sypie.

Pozdrawiam.


Komentarze

Popularne posty