Planowanie na bieżąco.
Od IV kwartału 2018 roku zaczęłam dokładniej planować swój
czas i rozpisywać codzienne zadania. A w zasadzie poszukiwałam swojej własnej
drogi do efektywnego planowania. Rozpisywanie poszczególnych mniejszych celów od
deski do deski, nie pomagało. Często bywało tak, że wypisałam cały plan na
tydzień, po czym z tego może zrobiłam ¼. I to nie z powodu braku czasu, czy natłoku
zadań w danym tygodniu. Nawet tabelka z mini nawykami świeciła u mnie pustkami.
Od niedawna zaczęłam systematycznie uzupełniać codziennik i i pozytywnik. Ale tabelki,
nawet te najpiękniej wyrysowane i przystrojone by zachęcić do wypełniania?
Nieee. Samo wpisanie czegoś z góry mnie zniechęcało. Reakcja była następująca: „Cooo?
Nieeee. Mowy nie ma”.
Dopiero niedawno doszłam do swojego systemu. W zasadzie
po zrobieniu Testu Gallupa mnie oświeciło. Poznanie mnie samej dużo pomogło mi
w planowaniu. Więc jak to wygląda?
Owszem są rzeczy, które muszę odpowiednio wcześniej
wpisać do planera, np. Święta. I wtedy wiem, że muszę wcześniej zaplanować
sobie zakupy, co kupić i jakie prezenty dla kogo. Takie fundamenty muszę mieć
zaplanowane z miesiąc wcześniej. Jak mam podstawę, to mogę zabierać się za
resztę. A jak ona wygląda?
Obecnie mam w nim wpisane te podstawy, to są urodziny,
imieniny, wizyty u lekarza, większe wydatki. Kiedyś nie miałam nawet tej bazy i
to mnie strasznie frustrowało. A jak planuję resztę? Nie planuję z tygodniowym
wyprzedzeniem. To mi nic nie daje. Praktycznie planuję na bieżąco. Czyli z
jednodniowym wyprzedzeniem np. „zapoznanie się z aktami”, „przygotowanie się do
rozmowy”, „rozmowa z kierowniczką”, a także z kilkugodzinnym wyprzedzeniem „napisanie
pisma do klienta”. Ostatnio pomyślałam sobie, że będę planować posty.
Rozpisywać wpis na blogu na mniejsze zadania, ale szczerze, ja po pracy nie mam
na to siły. Teraz jest niedziela i pisze post, bo mam chwilę spokoju i chęci, a
książka którą aktualnie czytam jest tak porywająca, że nie spieszy mi się ją
kończyć. Do tego już trochę czasu minęło od ostatniej publikacji, że zapaliła
mi się lampka „rusz dupę z kanapy”.
Jednym z powodów dlaczego, nie planuję zadań z dłuższym
wyprzedzeniem jest taki, że moje życie często potrafi się wywalić do góry nogami
w mgnieniu oka i nie ma sensu czegoś wpisywać do zeszytu, by potem to sobie tak
wisiało na nie wiadomo kiedy. Przykład? Moja babcia miała ostatnio wypadek. Mój
stres był tak silny, że nie spałam 2 noce i potrzebowałam dnia wolnego dla regeneracji,
ewentualnie by pędzić do babci do szpitala. Niestety ostatnio często dostaję od
losu w ryj i nie mam na myśli koronawirusa. Ludzie narzekają, że muszą siedzieć
w domach, a nie widzą jakie mają szczęście. No… są też minusy, ale o tym będzie
odrębny wpis.
Tak więc moje plany robię z chwili na chwilę. Jedynie
większe sprzątanie rozkładam na dłuższy okres czasu. Moja praca oraz życie
codzienne nie zmusza mnie stosowania innego systemu niż ten. Pozdrawiam.
Ps. A tu rozkładówka na maj. Inspiracja od PSC. :)
Komentarze
Prześlij komentarz